Boże Narodzenie bezdomnych Polaków w Paryżu
Maria Warunek i Katarzyna Mościńska są od wielu lat zaangażowane w pomoc bezdomnym Polakom w Paryżu. Prowadzone przez nie Stowarzyszenie „Pomost-Passerelle” pomaga ludziom wykluczonym, jest oparciem dla mierzącymi się z nałogami, samotnością i ubóstwem. Co roku z ich inicjatywy odbywa się spotkanie opłatkowe dla bezdomnych Polaków w Paryżu.
Alicja Rekść: Jaka jest historia spotkania opłatkowego dla bezdomnych w Paryżu?
Katarzyna Mościńska: Spotkania opłatkowe to już tradycja Pomostu. To dzięki wolontariuszom i ludziom, którzy, od początku istnienia naszego Stowarzyszenia pragnęli, by w tym świątecznym czasie nikt nie pozostał pominięty, by każdy mógł co roku, na nowo, przeżyć radosną i wyjątkową chwilę!
Maria Warunek: Spotkanie opłatkowe organizujemy zawsze w styczniu. Odbywa się to zawsze za zgodą i z błogosławieństwem księdza proboszcza. Rozpoczynamy wydarzenie uroczystą mszą z udziałem bezdomnych. Następnie jest posiłek. Zawsze staramy się o jakąś niespodziankę – dar serca od wolontariuszy, czy ofiarodawców. Były też zbierane pieniądze w ubiegłym roku w Ambasadzie Polskiej. Pomaga nam mocno Fundacja Notre Dame, gdzie Kasia pisze projekty.
K.M: Co roku piszemy projekt o subwencję do Notre Dame i w zależności od kwoty, o jaką się ubiegamy, otrzymujemy konkretne pieniądze, za które organizujemy przedsięwzięcie. Następnie dokładnie się z tego rozliczamy. Salę udostępnia nam parafia na Concorde, a w ostatnich latach, spotkania odbywały się w Krypcie
A.R.: Ile osób zazwyczaj pojawia się na takich spotkaniach?
K.M.: Około czterdziestu – pięćdziesięciu – są to ludzie z ulicy, często pijący, niełatwo jest przewidzieć ich obecność. W ubiegłym roku przyszło ponad czterdzieści osób. Na taki uroczysty wieczór zapraszamy również ludzi z różnych instytucji polskich i francuskich, z którymi współpracujemy. Każdy jest mile widziany.
A.R. To jest niemałe przedsięwzięcie logistyczne…
K.M.: Z naszymi wolontariuszami wszystko się udaje. W tym momencie w naszym Stowarzyszeniu czynnie pomaga piętnastu wolontariuszy. Na spotkanie opłatkowe wszyscy są zmobilizowani, by pomóc. Różnie rozkładamy zadania.
A.R.: Jak przebiega takie spotkanie?
K.M.: Myślę, i mam szczerą nadzieję, że spotkania tego typu są raczej wyczekiwane. Atmosfera jaką staramy się stworzyć, niektórym na pewno kojarzy się z taką, którą niegdyś przeżywali we własnych domach. Jest to często bardzo wzruszające ,ale czasem i bardzo trudne wydarzenie. Każda z tych osób jest poraniona, przychodzi z bagażem różnorakich doświadczeń życiowych, ma inne wspomnienia….
Sądzę jednak, że jest to dla nich, jak również i dla nas wolontariuszy, bardzo ważne spotkanie. Kiedy dzielimy się opłatkiem, patrzymy w oczy, śpiewamy wspólnie kolędy, niejednokrotnie na ich twarzach pojawia się szczere poruszenie.
A.R.: Co przynosi takie spotkanie? W czasie rzeczywistym jest to wszakże niezwykle ciepłe i potrzebne, ale czy dzieje się czasem tak, że takie wydarzenie staje się początkiem do jakiejś zmiany z życiu niektórych osób?
M.W Mówią, że cieszą się z tego, że mogą spotkać się z innymi ludźmi Wiedzą, że jest to wyjątkowy wieczór. Prosimy ich, by przyszli trzeźwi i schludnie ubrani. Ta szczególna atmosfera, wysiłek wolontariuszy – wszystko to motywuje ich do tego, żeby docenić ten wieczór. Wiedzą, że to wszystko dla nich. Mogą usiąść przy stole, zjeść polską zupę, zaśpiewać polską kolędę.
K.M.: Oczywiście chciałybyśmy, żeby takie spotkanie przerodziło się w szereg wypełnianych postanowień, skutkujących autentycznymi przemianami- liczenie na to jest jednak bardziej myśleniem życzeniowym. Tak naprawdę ważna jest ta chwila, wspólne przebywanie, serdeczna atmosfera, trochę ulotnej radości…Mogą na chwilę wyrwać się z życia na ulicy, zapomnieć o swoich udrękach, przez moment być traktowani jak normalni ludzie… To są zresztą ich słowa. Muszę tu podkreślić, że są to ludzie żyjący na ulicy – a to znaczy – niedostrzegani, transparentni, niepotrzebni..Omijamy ich, odganiamy, denerwujemy się kiedy się zbliżają, a najczęściej przechodzimy obojętnie! A w momencie, gdy siadają z nami do stołu i rozmawiamy, odnajdują bazę człowieczeństwa, przypominają sobie to, o czym wielokrotnie już zapomnieli…to są oczywiście namiastki. Czy takie spotkanie może sprowokować u kogoś jakiś przełom? To zawsze jest kwestia indywidualna. Nie umiem powiedzieć jakie są dalekosiężne skutki takiego spotkania. Dla nas liczy się to, ze przez moment nasi podopieczni czują się dobrze, słyszą słowo otuchy, mogą podzielić się tym czym chcą, wypowiedzieć swoje zdanie, być wysłuchani –jednym słowem-być traktowani jak pełnowartościowi ludzie, którymi przecież są!
A.R.: Zważywszy na ilość osób w takiej sytuacji i ich dramatyczne życiorysy, spotkania te mają zapewne też ą swój mroczny odcień
M.W.: Ilość krzywd, trudnych wydarzeń jest ogromna. Za każdą z tych osób stoją tragiczne wspomnienia. Takie spotkanie jest więc tym bardziej czymś ciepłym. Zresztą już sama frekwencja świadczy o tym, jak bardzo jest to dla nich ważne.
A.R.: Jak bezdomni dowiadują się o takim spotkaniu?
K.M.: Ogłaszamy to na naszych spotkaniach, na Facebooku, nade wszystko działa jednak “poczta pantoflowa”. Jedni przyprowadzają drugich.
A.R.: Gdzie w Paryżu można spotkać najwięcej bezdomnych Polaków?
M.W.: Oczywiście. Wielu z nich lokuje się w okolicach stacji metra, bądź na dworcach i kratach. Są to także noclegownie i stołówki dla bezdomnych. Nie możemy patrzeć obojętnie na naszych rodaków w potrzebie. Coraz więcej ich tu przyjeżdża, często są to osoby młode.
A.R.: Da się oddzielić taką działalność dobroczynną od życia osobistego?
K.M.: : Da się, zresztą nie ma wyjścia. Nie zawsze jest to proste, bo spotykasz drugiego człowieka, myślisz o tym jak mu pomóc, zabierasz jego i jego problemy „w swoich myślach” ze sobą. Jestem z wykształcenia psychologiem, wiem jak ważny jest odpowiedni dystans, inaczej człowiek też nie byłby często skuteczny i nie mógłby pomóc temu drugiemu.
A.R.: Jakie byłoby najwłaściwsze podejście do takich właśnie osób wykluczonych?
K.M.: Przede wszystkim- nie możemy myśleć, że ci ludzie są sami sobie winni. To jest przerażające i jak najbardziej niewłaściwe rozumowanie. Ten pogląd należy zmieniać! Bardzo mnie boli, gdy słyszę: ten dużo pije!, a ten siedzi na ulicy, sam sobie jest winien”. Oceniamy tych ludzi bardzo pochopnie i powierzchownie, kompletnie nie znając ani historii tych ludzi, ani nie zdając sobie sprawy z tego, że oni kiedyś byli tacy jak my i najczęściej wcale nieświadomie, a już na pewno tego nie chcąc, znaleźli się w tak beznadziejnej sytuacji, często pogrążeni w alkoholizmie. I powinniśmy równie być świadomi innej rzeczy, że absolutnie każdy z nas, z dnia na dzień, przy niekorzystnym zbiegu okoliczności(np. brak pracy, choroba lub śmierć bliskiej osoby…) może zacząć „tonąć”, sobie nie poradzić i zacząć „się staczać”! A w miarę szybko można wszystko potracić i doprowadzić się do opłakanego stanu- natomiast szalenie ciężko i wolno jest wyjść na prostą, szczególnie z nałogu. Musimy zrozumieć, że tych ludzi dotyka swego rodzaju choroba.
Drażni mnie ta znieczulica dzisiejszych czasów. Prawie wszyscy są cały czas obecni w mediach społecznościowych, a są zupełnie zamknięci i nieczuli na drugiego człowieka. Rozumiem, że świat zmienia się bardzo dynamicznie, że trzeba pracować coraz więcej, że musimy dopilnować mnóstwa swoich spraw, ale chciałabym też, żebyśmy się czasem rozglądnęli dookoła, i chociaż, jeśli nie pomagamy, to żebyśmy chociaż potrafili spojrzeć na tego „bezdomnego” jak na człowieka. Chociaż tyle.
A.R.: We Francji system pomocy społecznej jest dość wysoko rozwinięty.
K.M.: To prawda, ale problem polega na tym, że nasi podopieczni nie mogą w pełni skorzystać z tego ”socjalu” gdyż najczęściej nie mówią po francusku. To bardzo dramatyczna sytuacja: jesteś na ulicy, a w dodatku nie możesz się porozumieć z tymi, którzy w sposób profesjonalny mogą ci pomóc. To jeszcze bardziej wyklucza i odbiera szansę na wyjście z tej sytuacji. Możliwość rozmowy, komunikowanie się z danym człowiekiem jest rzeczą podstawową i niezbędną i jedynie wówczas skierowana do niego pomoc może okazać się skuteczna i przynieść jakikolwiek efekt. Pomoc proponowana przez instytucje francuskie ogranicza się często do pomocy podstawowej, a bariera językowa stanowi fundamentalną przeszkodę w dalszym procesie pomocy takiemu człowiekowi. Bardzo często bierzemy udział w wielu interwencjach by tłumaczyć (a zapotrzebowanie jest ogromne!). Dlatego też staramy się uświadamiać jak ważną rzeczą jest istnienie naszego Stowarzyszenia. I jak ważne jest to, by w ośrodkach i instytucjach pomagających bezdomnym były zatrudniane osoby znające język polski, rumuński, czy inny- w zależności od liczebności potrzebujących z danej grupy narodowej (a bezdomnych Polaków jest w Paryżu bardzo).
M.W.: Nie chodzi przecież o to, by wziąć bezdomnego z ulicy, wykąpać go i dać mu ciepłe łóżko, a raczej, by pomóc mu wyjść z tej sytuacji. Ciepła zupa jest ważna, ale to pomoc doraźna. Ważne jest wzniecenie w kimś nadziei, by mógł się zmotywować, znalazł w sobie siłę i wolę. Szalenie ważne jest towarzyszenie w tym człowiekowi,motywowanie i wsparcie. To bardzo ciężka i mozolna praca.
A.R.: Nie każdy jest psychicznie gotowy, by pełnić rolę wolontariusza. Jak można pomóc inaczej?
M.W.: Poza tym, żeby spróbować inaczej spojrzeć na ludzi bezdomnych, można wspierać finansowo stowarzyszenia takie, jak nasze. “Pomost-Passerelle” jest w potrzebie, nie mamy stałych pracowników. Co prawda współpracujemy z francuskimi stowarzyszeniami, które pomagają nam zatroszczyć się o opiekę zdrowotną, noclegownie, czy też wyjazdy do Polski na leczenie niektórych z naszych podopiecznych. Brakuje jednak kogoś na stałym etacie. Póki co funkcjonujemy jedynie we środy, to kropla w morzu potrzeb. Aby zdobyć fundusze na potrzeby stowarzyszenia robimy też akcje charytatywne pod hasłem “Papieska Kremówka”. Wydarzenie to odbywa się dwa razy w roku – w maju oraz w październiku, naszym patronem jest św. Jan Paweł II
Stowarzyszenie “POMOST PASSERELLE” można wesprzeć pod numerem konta:
La Banque Postale
5339576T020, clé RIB 56
établissement 20041, guichet 00001
Dodaj komentarz