szukaj
Wyszukaj w serwisie


Dulag 121 – „Tędy przeszła Warszawa”

NN / 20.12.2021
Napis „Tędy przeszła Warszawa” na murze byłych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Pruszkowie, fot. Autorstwa Krzysztof Dudzik (User:ToSter) - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8283323
Napis „Tędy przeszła Warszawa” na murze byłych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Pruszkowie, fot. Autorstwa Krzysztof Dudzik (User:ToSter) - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8283323

Dulag 121 to skrót od Durchgangslager 121 – nazwy niemieckiego obozu przejściowego w Pruszkowie. Latem i jesienią 1944 roku, podczas i po Powstaniu Warszawskim, trafiły do niego dziesiątki, a nawet setki tysięcy mieszkańców okupowanej stolicy Polski. Nieludzkie warunki pobytu, w tym głód i niepewność co do dalszego losu były powszechnymi doświadczeniami więźniów.


Od października br. osoby, które po wypędzeniu z powstańczej Warszawy trafiły na teren Dulagu 121 – zgodnie z nowymi przepisami – mogą uzyskać uprawnienia kombatanckie, czyli m.in. dodatki finansowe do emerytury lub renty, ulgi taryfowe czy pierwszeństwo w korzystaniu ze świadczeń opieki zdrowotnej. Pierwsza decyzja w tej sprawie zapadła w listopadzie br. – uprawnienia w Urzędzie ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych otrzymał pan Edward Markowski, który w sierpniu 1944 r. podzielił los wielu mieszkańców Ochoty. Wraz z rodziną został wypędzony przez oddziały RONA na „Zieleniak” – teren byłego targowiska na warszawskiej Ochocie, a następnie wraz z tysiącami innych warszawiaków trafił do obozu w Pruszkowie.

Wysiedleńcy w drodze do Pruszkowa, fot. Autorstwa Bundesarchiv, Bild 101I-695-0423-12 / Leher / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5413376

Powstanie Warszawskie

Tragedię cywilnej ludności Warszawy dobrze oddają nie tylko dramatyczne relacje, ale również liczby. Na początku II wojny światowej – 1 września 1939 r. – w stolicy Polski żyło 1,3 mln osób. Po niespełna pięciu latach – 1 sierpnia 1944 r. – już tylko ok. 900 tys., natomiast po heroicznych walkach w Powstaniu Warszawskim, ale i popełnionych w jego trakcie zbrodniach – niecały tysiąc. Latem 1944 r. – według różnych szacunków – zginęło w Warszawie od 130 do nawet 200 tys. osób.

– Warszawa ma być zrównana z ziemią – brzmiał bezwzględny rozkaz przywódcy III Rzeszy Adolfa Hitlera, którego słowa przekazał podległym jednostkom dowódca SS Heinrich Himmler. – Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców – dodał. Zbrodnie popełniane w następstwie rozkazu Hitlera okazały się bezprzykładne w historii świata – ludobójstwo objęło tysiące mężczyzn, kobiety i dzieci. Tylko w pierwszych dniach powstania na Woli m.in. oddziały SS, złożone głównie z kryminalistów, pod dowództwem Oskara Dirlewangera zamordowały kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wielu historyków do dziś uważa, że była to największa masakra ludności cywilnej w całym okresie II wojny światowej.

Wysiedleńcy po przybyciu do Pruszkowa, fot. Autorstwa Nieznany – Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 37-1706-5, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=16124274

Powstanie Dulagu 121 – z gehenny w gehennę

Skala nazistowskich zbrodni okazała się na tyle ogromna, że Niemcy – kierując się zresztą względami praktycznymi (Polacy jako tania siła robocza i potrzeba użycia sił na walkę z powstańcami zamiast na eksterminację cywilów) – zmienili sposób postępowania. Zamiast przeprowadzania masowych zbrodni zaczęli wypędzać warszawiaków z płonącego miasta. Wydarzenia te opisał m.in. Edward Serwański, inicjator i kierownik konspiracyjnej akcji „Iskra-Dog”, dokumentującej doświadczenia powstańców.

– Przeżycia własne każdego z nas, pędzonych jak bydło, zaszczutych strachem, w obliczu ciągłego niebezpieczeństwa, w czasie trwania strzelaniny, na tle ruin i potwornego pożaru, urastały do miary czegoś nieziemskiego. Fantastyczny był kontrast pomiędzy widokiem ludności cywilnej, kobiet z tobołami, dzieci, chorymi, idącymi kalekami, a atmosferą walki, która unosiła się wokół. Nie było wypadku, aby Niemcy liczyli się z przesuwającymi się kolumnami ludności – zanotował Serwański. – Co chwila dopadali do nas z bronią w ręku gotową do strzału jak oprawcy, lżąc, bijąc, porykując zupełnie bez powodu. Najstraszniejszą rzeczą było to, że każdej chwili spodziewaliśmy się rozstrzelania. (…) Pomiędzy nami a śmiercią nie było dosłownie żadnego dystansu – dodał.

Dramat polskich rodzin pędzonych pod kolbami oddziałów SS i niemieckich oddziałów policyjnych nie miał jednak zakończyć się wraz z opuszczeniem przez nich granic Warszawy. 6 sierpnia 1944 r. dowodzący operacją tłumienia powstania gen. Erich von dem Bach-Zelewski zdecydował o utworzeniu obozu przejściowego w Pruszkowie. Tam – zgodnie z zamierzeniem hitlerowców – Polacy mieli być poddani selekcji i wysyłani m.in. na roboty przymusowe do III Rzeszy lub do obozów koncentracyjnych.

Pruszków – kobiety i dzieci wysiedlane na tereny GG, fot. wikimedia (domena publiczna)

„Siedlisko robactwa roznoszącego choroby”

Dulag 121 powstał na terenie Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego na pruszkowskim Żbikowie. Było to opustoszałe, liczące ok. 50 hektarów miejsce, które dzięki ogromnym halom i ogrodzeniu w postaci wysokiego betonowego muru niemieccy okupanci uznali za właściwe dla wypędzanych warszawiaków, ale także dla mieszkańców okolicznych miejscowości m.in. Radzymina, Wawera czy Łomianek. Do obozu transporty ludzi docierały pieszo, samochodami lub najczęściej koleją. Szacuje się, że dziennie przyjeżdżało tam aż kilkadziesiąt pociągów osobowych i towarowych. W obozie przebywało jednocześnie od 5 do 40 tysięcy więźniów, jednak w szczytowym momencie – koniec września i początek października – było ich znacznie więcej.

– Warunki, jakie czekały wysiedlonych na miejscu, były nieludzkie. W halach panował niewyobrażalny brud i tłok. Ludzie zmuszeni byli spać na brudnej, zimnej, nierzadko mokrej lub pokrytej smarami betonowej podłodze. Gdzieniegdzie rozrzucono słomiane maty, które szybko stały się siedliskiem robactwa roznoszącego choroby zakaźne i wszawicę. Dodatkowo przez hale o numerach 1, 2, 4 i 5 przebiegały kanały rewizyjne, służące do naprawy pociągów, które szybko zapełniono nieczystościami i śmieciami. W halach brakowało pitnej wody i sanitariatów. W momentach największego przepełnienia część osób koczowała na zewnątrz hal – przypominają pracownicy Muzeum Dulag 121 w Pruszkowie.

Pobyt w obozie dla wielu więźniów był traumatycznym przeżyciem. Irena Śmigielska, z której wspomnieniami można zapoznać się na portalu muzeum, była jedną z nielicznych ocalałych Żydówek, która wraz z ludnością cywilną została pognana do Dulagu 121. – Z ciężko dyszącej lokomotywy unoszą się już kłęby pary. Siedzę, a właściwie stoję w jednym z bydlęcych wagonów drugiego pociągu, naładowanego po brzegi mężczyznami, kobietami i  dziećmi, za chwilę mamy ruszyć. Ten wagon, do którego zostałam załadowana z wieloma mieszkańcami Solca 1A, jest może tym samym, w którym moja matka i wielu członków mojej rodziny odbyli ostatnią podróż do pieców Treblinki. Jako, że jak mi się wydaje, jestem jedyną Żydówką w tej grupie, jestem też zapewne jedyną, którą nachodzą takie czarne myśli – relacjonowała.

Tak z kolei pierwszą noc w obozie zapamiętała Hanna Maria Szwankowska: Było ciemno, gdy doszłyśmy do Dworca Zachodniego. Wepchnięte do osobowych wagonów nawet częściowo siedziałyśmy. Podróż nie była długa ku naszemu zdziwieniu: Pruszków, warsztaty kolejowe, gigantyczny obóz, w którym trudno się było zorientować w ciemności. Wepchnięte do olbrzymiej hali z bardzo nikłym oświetleniem, zobaczyłyśmy już tłum ludzi (chyba obu płci), jakieś maszyny, pogięte zardzewiałe blachy i żelastwa. Przebidowałyśmy noc, przytulone do siebie, już złączone nieszczęściem i niewiadomą przyszłością. Własne suchary i cukier podtrzymały siły.

Henryk Kowalczyk do Dulagu 121 trafił jako 12-letni chłopiec. – Pierwsze wrażenie to ogromny tłok w halach, gdzie nie tylko nie można było znaleźć jakiegoś wolnego miejsca do rozłożenia zabranego z Warszawy skromnego dobytku (plecak, walizka lub po prostu jakiś tłumok) i położenia się, aby odpocząć po długim marszu ulicami Warszawy i jazdy zatłoczonymi wagonami, ale też trudno było po prostu poruszać się bez potrącania już leżących pokotem ludzi. Na szczęście wszystko się jakoś ułożyło. Spotkaliśmy nawet znajomych, którzy pomogli nam się rozlokować i, co ważne, jako już wtajemniczeni, mogli przekazać zasłyszane informacje o tym, co nas dalej czeka – wspominał.

– Może trudno w to uwierzyć, ale jednym z najważniejszych wspomnień z kilkudniowego pobytu w obozie Dulag 121 w Pruszkowie jest wspaniały smak zupy, która po wielu tygodniach powstaniowego postu i kaszy „plujki” jawiła mi się jako coś zupełnie nierzeczywistego – dodał.

Przygotowania do odejścia transportu, fot. wikimedia (domena publiczna)

Pomoc wypędzonym

Do Dulagu 121 trafiały tysiące ludzi, stąd też dla władz niemieckich był on ogromnym rezerwuarem siły roboczej i – w związku z tym – miejscem segregacji. Podział więźniów odbywał się w największej hali numer 5, gdzie Niemcy dzielili więźniów na cztery kategorie: tych, którzy byli zdolni do pracy i których kierowano na roboty przymusowe na terenie III Rzeszy; tych, którzy byli niezdolni do pracy, co oznaczało wysłanie do różnych regionów Generalnego Gubernatorstwa; tych, których podejrzewano o udział w Powstaniu Warszawskim, co z kolei oznaczało skierowanie ich do obozu koncentracyjnego. Natomiast osoby zakwalifikowane jako ranne lub ciężko chore mogły liczyć na zwolnienie z obozu i przeniesienie do okolicznych szpitali.

Poza stuosobową niemiecką załogą w obozie działał na zasadach wolontariatu także polski personel sanitarny i kuchenny, ponieważ zgodnie z decyzją okupanta to Polacy mieli zająć się zapewnieniem wyżywienia i zorganizowaniem pomocy medycznej dla więźniów. – W obozowych służbach sanitarnych pracowało społecznie kilkudziesięciu lekarzy oraz blisko 300 sanitariuszek. Wyróżniały ich białe fartuchy i opaski ze znakiem czerwonego krzyża. Personel polski robił wszystko, aby ratować więźniów przed wywózką. Pomocy udzielały także siostry zakonne – przede wszystkim szarytki oraz benedyktynki samarytanki. Wysłane do obozu wraz z innymi warszawiakami, opiekowały się chorymi i pomagały w ucieczce, często wyprowadzając więźniów w stroju zakonnic i księży – przypominają historycy z Muzeum Powstania Warszawskiego.

O zbiórkę żywności i naczyń dla wypędzonych warszawiaków poprosili wśród swoich parafian proboszcz parafii św. Kazimierza w Pruszkowie, przewodniczący pruszkowskiej delegatury ks. Edward Tyszka oraz proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP ks. Franciszek Dyżewski.

Pomoc ta jednak nie ograniczała się do dostarczania pożywienia, ale także do organizowania ucieczek np. poprzez udostępnianie przepustek upoważniających do wyjścia poza teren obozu. Udawało się również wystawiać fałszywe zaświadczenia lekarskie o konieczności zwolnienia danego więźnia dzięki Polkom zatrudnionym w roli tłumaczek, które asystowały przy niemieckiej komisji lekarskiej. Osoby chore bądź ranne trafiały do szpitala w Tworkach i miejscowego Wrzesina lub do innych lecznic w podwarszawskich miejscowościach.

– Ponieważ teren obozu był bardzo rozległy, rozdzieliłyśmy między siebie baraki: np. s. niepokalanki pracowały w baraku nr 2, gdzie urzędował lekarz niemiecki dr. König oraz sztab jego pomocników. Tam badano i wypisywano zwolnienia dla chorych. Używając przeróżnych sztuczek i pomysłów, robiono ze zdrowych chorych – wspominała siostra Charitas Eugenia Soczek ze Zgromadzenia Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego, która od pierwszych dni istnienia obozu przejściowego Dulag 121 niosła ofiarną pomoc wypędzonym mieszkańcom stolicy.

Historycy Muzeum Dulag 121, a także innych placówek zajmujących się badaniem dziejów Powstania Warszawskiego, szacują, że za sprawą postawy polskiego personelu z obozu Dulag 121, a także pomocy mieszkańców okolicznych miasteczek udało się wydostać ok. 100 tys. więźniów.

Kobieta z dzieckiem sfotografowana wraz z siostrą PCK, fot. wikimedia (domena publiczna)

Pamięć

Mimo klęski Powstania Warszawskiego Dulag 121 funkcjonował jeszcze dalej, choć już w o wiele mniejszym stopniu. Szacuje się, że przeszło przez niego do nawet 650 tysięcy mieszkańców zniszczonej przez okupanta Warszawy. Pierwsze upamiętnienia dramatycznego losu więźniów wznoszono tuż po wojnie, a także w wolnej po 1989 r. Polsce. W latach 90. rozpoczęto na terenie dawnego obozu organizować uroczystości rocznicowe upamiętniające los ludności cywilnej i osób niosących jej pomoc.

Dziś główny ciężar pielęgnowania pamięci, także zbierania informacji i popularyzowania wiedzy o Durchgangslager 121 spoczywa na Muzeum Dulag 121 w Pruszkowie. To muzeum narracyjne, w którego centralnej części ekspozycji są relacje byłych więźniów oraz osób pomagających w obozie, które – jak zachęca placówka – przedstawiają ich osobiste losy, doświadczenia i emocje. Wystawa ta wzbogacona jest także o reprodukcje historycznych fotografii, listów, dokumentów, autentyczne pamiątki i przedmioty, związane z codziennym życiem w nieludzkich warunkach obozu.

czytaj też:

„Stolen Memory”, czyli skradziona pamięć >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-10-04 23:15:12