Traktat wersalski a sprawa polska

Wielka Czwórka konferencji pokojowej w Paryżu: David Lloyd George, Vittorio Emanuele Orlando, Georges Clemenceau i prezydent USA Woodrow Wilson, fot. wikimedia (domena publiczna)
Publikujemy pełną treść referatu p. Piotra Witta, wygłoszoną w paryskim Domu Kombatanta 9 listopada 2025 r. podczas obchodów Narodowego Święta Niepodległości.
Piotr Witt
TRAKTAT WERSALSKI A SPRAWA POLSKA
Kapitulacja Niemiec 11 listopada 1918 roku zakończyła straszliwą wojnę światową. W ciągu czterech lat i trzech miesięcy na polach bitwy padło prawie 10 mln ludzi, jeszcze więcej opuściło okopy okaleczonych na resztę życia. Kilka miesięcy później zawarto Traktat Pokojowy. 28 czerwca 1919 roku przedstawiciele mocarstw nakreślili nowe granice państw, gwarantujące pokój w Europie na następne stulecia. Francuzi nastawali, aby dokument był podpisany w Galerii Zwierciadlanej Pałacu Wersalskiego, tam gdzie pięćdziesiąt lat wcześniej Bismarck proklamował powstanie Cesarstwa Niemiec.
Pisano wiele i rozmaicie o tym Traktacie. Zanim jeszcze obeschły podpisy pod dokumentem Jacques Bainville przepowiedział drugą wojnę światową. W broszurze „Konsekwencje polityczne Traktatu Pokojowego” dziennikarz francuski, podał dokładną datę jej wybuchu oraz precyzyjnie opisał przyszłą strategię Niemiec. Najpierw wkroczą do Austrii następnie pochłoną Czechosłowację, wreszcie w trzecim rzucie przyjdzie kolej na Polskę. Atak nastąpi w 1939 roku, dwadzieścia lat po podpisaniu kulawego Traktatu Pokojowego. Przed uderzeniem na Polskę zawrą sojusz wojskowy z Sowietami. Uderzą, biorąc za pretekst autonomię Gdańska i ochronę rodaków prześladowanych rzekomo w Polsce.
W Polsce odniesiono się z większym pobłażaniem do niedostatków Traktatu. Polacy zbyt byli uszczęśliwieni odzyskaniem suwerenności państwowej po stu trzydziestu latach rozbiorów, żeby oburzać się na niedogodności proponowanego podziału Europy. Traktat pozostawiał nierozwiązane sprawy Górnego Śląska i Mazur. Zostawiał Polsce trud ustanowienia wschodniej granicy państwa i dostępu do morza; aprobował dwuznaczną sytuację polityczną Gdańska – zarzewie przyszłego konfliktu.
We Francji nie tylko Bainville odniósł się krytycznie do zredagowanych postanowień. Młodzi artyści doświadczeni przez wojnę, kombatanci uratowani z okopów i sławni już: Roland Dorgeles, Pierre Mac-Orlan, Galtier-Boissiere uhonorowali Traktat przyznając mu pierwszeństwo w konkursie na najgorszą książkę roku 1919. Ze swej strony prasa głównego nurtu fetowała Dokument wraz z rzadem republikańskim, jako doniosły akt trwałego pokoju europejskiego.
Czyż można było brać na serio w republice laickiej i lewicowej wypowiedzi prawicowego dziennikarza Bainvilla? Nie po to Republika urzędowo stwierdziła, że Pana Boga nie ma, w związku z konfiskatą dóbr kościelnych w latach 1905-1906 i laicyzacją nauczania, nie po to korzystajac z rehabilitacji Dreyfusa zakneblowała usta konserwatystom w Armii, aby teraz usłuchać krakania członka monarchistycznej Action Francaise i ultrakatolickiego Opus Dei. Ta niechęć nigdy nie minęła. Dzisiaj, nie tylko lewacy francuscy ignorują historyka. Margaret Mac Millan w swoim dziele referencyjnym o zmianie mapy świata przez Traktat Wersalski („Rzemieślnicy pokoju”. 2005) nie widzi potrzeby wspominania Bainvilla w tekście ani nawet w bibliografii przedmiotu liczącej czternaście stron. A przecież autor „Konsekwencji pokojowych Traktatu Pokojowego” był historykiem słynnym, członkiem Akademii Francuskiej. Jego „Historia dwóch narodów” (1925) miała do 1935 roku 250 000 egzemplarzy nakładu. Profesor Oxfordu pani Mac Millan jest prawnuczką Lloyda George’a, jednego z czterech tytułowych „rzemieślników”. Ten pacyfista angielski zaślepiony pogardą do Słowian, był nieprzejednanym przeciwnikiem oddania Polsce Górnego Śląska, gdyż „dać Polakom Śląsk, to jakby małpie zegarek”.
Wywalczenie u zachodnich sprzymierzeńców korzyści dla Polski zawdzięczamy w tych okolicznościach grupie patriotów, którym przewodził Roman Dmowski. W sierpniu 1917 roku stworzył on w Lozannie Narodowy Komitet Polski przeniesiony następnie do Paryża. Miesiąc później rząd francuski uznał komitet za „polską reprezentację oficjalną”. W ślad za Francją, rzady brytyjski, włoski i amerykański podjęły podobną decyzję. Otwarto we Francji zaciąg do armii polskiej. Chętnych było wielu, głównie na oficerów. Leon Radziwiłł musiał wywiesić nad wejściem do komisji poborowej napis „W armii polskiej będą również żołnierze szeregowi”.
W czerwcu 1918 Dmowski mógł jednak wręczyć sztandary z białym orłem pułkom polskim dowodzonym przez generała Józefa Hallera. Za oceanem Ignacy Paderewski zorganizował wśród licznej polonii amerykańskiej Komitet Pomocy dla Polski połączony następnie z komitetem francuskim. Słynny pianista cieszył się międzynarodowym autorytetem i osobistą przyjaźnią prezydenta amerykańskiego. Woodrow Wilson w swojej salonce elektoralnej przeznaczył osobną półkę na wałki woskowe z Paderewskiego nagraniami Chopina. Kiedy mocarstwa przystąpiły do redagowania Traktatu Pokojowego Polska była już więc obecna przy stole obrad. Przy całej dobrej woli „rzemieślnicy pokoju” potrzebowali fachowego doradztwa. Eugeniusz Romer wspomina jak wszedł do sali obrad i zastał trzech panów przed wielką mapa ścienną Europy centralnej. Byli to Wilson, Lloyd George i Clemenceau. „O, jak to dobrze, że pan przyszedł – ucieszyli się na jego widok – nie możemy znaleźć tutaj rzeki Wisły”. „To zrozumiałe – wyjaśnił znany geograf – mapa jest niemiecka i Wisła po niemiecku nazywa się Weichsel”.
Wybuch rewolucji bolszewickiej paradoksalnie dopomógł sprawie polskiej u zachodnich aliantów. Sowieci skonfiskowali zagraniczne depozyty bankowe i odmówili „zachodnim burżujom” zwrotu pożyczek zaciągniętych przez „carskich krwiopijców”. Zbrojąc polska armię i ubierając ją w mundury Francuzi dopełnili aktu braterstwa, choć nie bez pewnej rachuby politycznej. Kolosalne francuskie pożyczki dla Rosji, słynne „emprents russes” wyniosły w tym czasie równowartość około tysiąca miliardów dzisiejszych euro. Z armią polską wiązano pewne nadzieje na odzyskanie choćby ich części.
Dalekowzroczne przewidywania Bainvillea podzielali inni, wśród nich obdarzony międzynarodowym autorytetem Ferdynand Foch. Marszałek trzech państw: Anglii, Francji i Polski odniósł się do Traktatu z najwyższą surowością; „To nie jest Traktat Pokojowy, to jest czasowe zawieszenie broni na dwadzieścia lat” – powiedział wskazując słabości aktu międzynarodowego. Opinię Focha zlekceważono. Genialny strateg i znakomity historyk posiadał w oczach republikanów wady, które go dyskwalifikowały: ten wielki przyjaciel Polski był katolikiem głęboko wierzącym i praktykującym, odległym o kilometry od ideałów rewolucyjnych. Dzisiaj wiemy już z doświadczenia, że skrajna reakcja to ci, którzy znają przyszłość na długo przed innymi.
W 1939 roku, kiedy ich przepowiednie sprawdziły się obaj już nie żyli.
Dla historyka Seamusa Dunna nie ulega wątpliwości, że każdy, kto przeczyta dzisiaj „Konsekwencje…” będzie uderzony jasnością wizji Bainvilla i precyzją jego przepowiedni. Inni mówią o „cudownym darze jasnowidzenia”.
Jednak zarówno Ferdynand Foch, jak i Jacques Bainville byli racjonalistami i w ich przewidywaniach nie ma nic poza trzeźwym rozumowaniem, doskonałą znajomością historii i geografii i umiejętnością wyciągania wniosków niezmąconą przez zacietrzewienie stronnicze. Toteż francuski profesor – Edouard Husson nazywa dzieło Bainvilla trafnie „arcydziełem analizy geopolitycznej” (2003). Ale… jak było można przewidzieć wybuch Drugiej Wojny i opisać okoliczności konfliktu z dwudziestoletnim wyprzedzeniem?
„W tym, co ma w sobie twardego Traktat jest zbyt miękki, w tym co ma w sobie miękkiego jest zbyt twardy” – stwierdził Bainville, powtarzając prawie dosłownie analizę marszałka Focha.
Podstawowym błędem było odłożenie reparacji wojennych do 1935 roku, zamiast wymagania zapłaty ze skutkiem natychmiastowym. Zmusiło to Francję i Polskę do stałej czujności i nieustającego wysiłku wojennego, podczas gdy Niemcy mogły zbroić się w tajemnicy.
Foch proponował kontynuować zniszczenie Niemiec tak, aby pruski militaryzm nigdy już nie mógł się odrodzić. Ze swej strony republikanie u władzy liczyli stale i wbrew oczywistości na pojednanie z Niemcami. Domagając się na próżno zapłaty reparacji wojennych posłali wprawdzie do Zagłębia Ruhry oddziały wojska, ale szybko je wycofali w imię hipotetycznego pojednania, nie uzyskawszy niczego. Propozycja wspólnej wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom hitlerowskim wysunięta przez Piłsudskiego w 1934 roku również została przez nich odrzucona.
Bainville w „Historii dwóch narodów” udowodnił w pewnym sensie doświadczalnie istnienie charakteru narodowego i psychiki narodu – pojęć wyklętych przez rządzącą lewicę. Znał dobrze język niemiecki i historię narodu niemieckiego.
Monarchistą został po dwuletnim pobycie w królestwie Bawarii, w roku 1900. Republika – twierdził – reprezentuje władzę zbyt słabą i zbyt podatną na korupcję, by móc przeciwstawić się Niemcom.
Prusacy nigdy nie zrezygnują ze wschodnich terenów zwróconych przez Traktat Wersalski Polsce, tak jak nigdy nie zrezygnują z czeskich Sudetów i Austrii. U boku zjednoczonych Niemiec Austria, mała i bezbronna stała się dziwolągiem na mapie Europy.
W 1919 roku opisał dokładnie modus operandi Niemiec na dwa takty potwierdzony kilka lat później przez Hitlera w „Mein Kampf” (1925-1926). Naród – mówił Fuhrer – zniesie dawki poniżenia, których by nigdy nie ścierpiał, gdyby musiał je przełknąć za jednym razem. Należy postępować etapami.
Po zdobyciu władzy wcielił swe założenia w życie. Aby zwyciężyć bez walki, jak tylko przygotowania wojskowe zostały zakończone wzywano do Berchtesgaden premiera upatrzonego kraju. Tam poddawano nieszczęśnika serii prób mających go pogrążyć w przerażeniu. Opisywano mu dywizje pancerne gotowe do inwazji jego kraju, samoloty, które obrócą w perzynę stolicę, efekty wielkich bomb. Wchodzili generałowie. Fuhrer grzmiał. Udzielał gościowi terminu kilku godzin do wyboru między hańbą i ruiną. Ten ustępował. Po czym Europa winszowała sobie rozwiązania najważniejszych problemów polubownie i bez rozlewu krwi.
Po każdym akcie inwazji trzeba było uspokoić inne państwa europejskie. Świadczono im zatem najczulszą przyjaźń. Niemcy – mówiono – pragną żyć z nimi w pokoju, nie pragną żadnych podbojów, chcą tylko ustrzec swych braci i ukarać winny naród. Wchłonąwszy Sudety Hitler przemówił do tłumów w Pałacu Sportu zapewniając „po rozwiązaniu tego problemu Niemcy nie mają już żadnych innych problemów terytorialnych w Europie”. Podobnie twierdził po wkroczeniu do Pragi w marcu 1939 roku.
Stosunki z Polską wydawały się wówczas doskonałe. W 1934 roku traktat o nieagresji został podpisany na dziesięć lat; od tego czasu Hitler w licznych przemówieniach zapewniał Polskę o swej przyjaźni. Lepiej niż ktokolwiek wyjaśniał przyczyny, które usprawiedliwiały istnienie Korytarza: „Nie można – stwierdził – odmówić dostępu do morza krajowi o trzydziestu pięciu milionach mieszkańców”. Problem Gdańska jawił mu się jako jeden z tych, które trzeba będzie rozwiązać pewnego dnia; nie uważał go wszakże, ani za naglący, ani takiej natury, która może spowodować poważny konflikt.
Ale już 21 marca inny dźwięk dzwonu. Ribbentrop, minister spraw zagranicznych w rozmowie z ambasadorem Lipskim zaproponował polubowne rozwiązanie konfliktu: powrót Gdańska do Rzeszy, linia kolejowa i autostrada niemiecka między Prusami wschodnimi i Rzeszą; w zamian Niemcy oferowały uznanie granic polskich i traktat o nieagresji obowiązujący przez dwadzieścia pięć lat. Słowem, Polska miała oddać klucz do swego terytorium w zamian za iluzoryczną gwarancję. Można było obawiać się że będzie to, potwierdzony licznymi przykładami,wstęp do podboju prowadzonego na dwa takty, jak w przypadku Czechosłowacji.
28 kwietnia 1939 roku Kanclerz wypowiedział pakt niemiecko-polski o nieagresji. Skarżył się na prześladowania polskie przeciwko mniejszości niemieckiej jaskrawe zwłaszcza w Gdańsku i na Śląsku. Agenci niemieccy i prasa robiły wszystko, aby te fałszywe zarzuty uprawdopodobnić.
W sierpniu wszystko uległo przyspieszeniu. 23 sierpnia Ribbentrop i Mołotow podpisali zakomunikowany całemu światu pakt o nieagresji, a nazajutrz Hitler w rozmowie z sir Nevillem Hendersonem zaproponował sojusz wojskowy Wielkiej Brytanii pod warunkiem, że Anglia pozostawi mu wolną rękę w Polsce. Na propozycję wymiany ludności, która czuje się prześladowaną Hitler nigdy nie odpowiedział. „Z natury – powiedział – jestem artystą, nie politykiem i chciałbym zakończyć życie jako artysta, a nie dowódca wojskowy. Nie chcę zamienić Niemiec w wieczne koszary; po załatwieniu kwestii polskiej, będę uważał mój własny los za spełniony”. Ze swej strony premier Francji Daladier wysłał do Hitlera długą depeszę wzywającą go do opamiętania. „Obydwa nasze narody będą walczyć (w przyszłej wojnie) wierząc we własne zwycięstwo. Ale jedno jest pewne: zwycięzcą będą zniszczenie i barbarzyństwo”. 25 listopada ambasador Francji miał długą rozmowę z Hitlerem. Jeżeli Fuhrer powątpiewa powiedział p. Coulondre – to on, ambasador ręczy mu słowem honoru żołnierza za to, że Francja będzie się biła w przypadku inwazji na Polskę.
Alianci doskonale wiedzieli, że Hitler gra na zwłokę. Jego plany wojenne zostały już zatwierdzone. W pełni lata w Warszawie w kotłowniach ambasad brytyjskiej i francuskiej ogień nie gasł. Palono dokumenty. Wieczorem 24 sierpnia nadeszła do sztabu depesza od grupy wywiadu polskiego w Paryżu podająca szczegółowo tajne klauzule paktu Ribbentrop-Mołotow podpisanego poprzedniej nocy. Oryginalny dokument z podpisem dyżurnego oficera sztabu, który ją odebrał zachował się w archiwum wojskowym w Rembertowie. Po rozszyfrowaniu kapitan Zdzisław Witt – mój ojciec – przekazał ją dowódcy referatu „Zachód”.
Prorocze przewidywania Jacquesa Bainville’a podzielał znakomity polski historyk Szymon Aszkenazy. Pod wpływem rozmów z nim Jerzy Stempowski zatytułował swój zbiór utworów „Eseje dla Kasandry”. W mitologii greckiej Kasandra posiadała dar przewidywania przyszłości. Jej dramatycznych ostrzeżeń nie słuchali rodacy, nie udało się jej zapobiec upadkowi Troi.
W jednej z rozmów z brytyjskim premierem Hitler zachęcił sir Neville’a Chamberlaina do rozwagi, gdyż na wypadek wojny „Niemcy nie będą miały nic do stracenia, Wielka Brytania wszystko”. Z perspektywy osiemdziesięciu lat można powiedzieć, że on także niewiele się pomylił. Zwycięska w wojnie Wielka Brytania, po utracie imperium zredukowana do rozmiarów wyspy walczy o przeżycie po opuszczeniu Unii Europejskiej, gdzie pierwsze skrzypce grają Niemcy. Nawet Rolls-Royce przegrał z BMW.
Rządząca we Francji lewica nie mogła przyznać racji monarchiście. W Linię Maginota zaangażowane były zbyt wielkie kapitały, zbyt wiele wylano cementu, zbyt wiele zużyto stali, aby pójść za radą Piłsudskiego. Ambasador Coulondre człowiek honoru odszedł z Quai d’Orsay po kapitulacji Francji.
Dramatyczne konsekwencje polityczne Traktatu Pokojowego ujawniły się później. Narazie, 11 listopada 1918 roku europejczycy szaleli z radości po ogłoszeniu kapitulacji Niemiec. Zwłaszcza Polacy cieszyli się z suwerenności odzyskanej na dwadzieścia lat.
czytaj też: >>> Listopad – miesiąc szczególnych wydarzeń i rocznic <<<
Dodaj komentarz