Maryla Laurent o tłumaczeniu powieści Olgi Tokarczuk na francuski
Les éditions noir sur blanc
“Księgi Jakubowe” należą do powieści wielkiego, światowego formatu. Ta lektura jest niesamowicie przyjemna, człowiek zanurza się w tym udziwnionym kraju, czuje go wszystkimi zmysłami ” – mówi Maryla Laurent, tłumaczka powieści Olgi Tokarczuk, która otrzymała Nagrodę Nobla. Przypominamy wywiad dla portalu polskifr.fr.
Alicja Rekść: “Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk to bezsprzecznie dzieło monumentalne, o szczególnie bogatym słownictwie, natknęła się Pani na zwroty nieprzetłumaczalne?
Maryla Laurent: Nie, takich nie było. Absolutnie. Podziwiam wręcz jasność wypowiedzi Olgi Tokarczuk. Opanowanie sztuki pisania jest w jej przypadku naprawdę niezwykłe i bardzo ułatwia tłumaczenie. Nie musiałam się zastanawiać, co zrobić ze zdaniem, w którym ewidentnie czegoś brakuje. U niej wszystko napisane jest pięknie, można niemalże płynąć za tekstem. Jest to także proza pisana piękne gramatycznie, o szalenie bogatym i precyzyjnym słownictwie, adekwatnym do sytuacji. Nie znajduje się też terminów wymyślonych, z którymi często przychodzi się zmierzyć tłumaczom. Zdarza się, że pisarka używa słów, które dawno wyszły z powszechnego użytku, ale wkomponowuje je tak umiejętnie, żeby czytelnik nie musiał gorączkowo sięgać po słownik, najczęściej bowiem nie zauważa nawet, że napotkał słowo, którego znaczenia nie zna. Podczas tłumaczenia tej książki czasami zastanawiałam się, czy obraz podczas czytania wersji oryginalnej pokrywa się z wersją francuską – był on zawsze ten sam. Wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste, świadczy to też o tym, że jest to naprawdę dobry, konkretny tekst, który niesłychanie łatwo się tłumaczy.
A.R.: Olga Tokarczuk ponoć pracowała nad “Księgami Jakubowymi” ponad sześć lat. Jak długo pracowała Pani nad tłumaczeniem?
M.L.: Olga mówiła mi, że ponad osiemnaście lat nosiła tę książkę w sobie. Trudno wszakże jednoznacznie zmierzyć czas poświęcony na stworzenie takiego dzieła. Tłumaczenie zajęło mi dwa lata. Ale w tym wypadku także niełatwo jest wymierzyć ten czas. Czas przemyśleń to także czas pracy. Przez sześć miesięcy nawet nie przetłumaczyłam tytułu.
A.R.: Właśnie, “Księgi Jakubowe” francuskiemu czytelnikowi znane będą jako “Les livres de Jakób” – jak do tego Pani doszła?
M.L.: Wykładam translatorykę, znam zasady teoretyczne, śledzę zmiany z Dziennikach Ustaw, wiem więc, że nie tłumaczy się obecnie nazwisk – cała onomastyka zostaje onomastyką oryginalną. Tłumaczenie musi być też spójne, nie powinno się tłumaczyć np. części znaczących nazwisk. Należy być zawsze konsekwentnym. W “Księgach Jakubowych” jest bardzo dużo postaci historycznych z Jakubem Frankiem na czele. Osoby te już funkcjonują w literaturze, w różnych transkrypcjach. Zastanawiałam się, jak do tego podejść. “Jakub” to po francusku “Jacob” – nie jest to już to samo, z kolei zachowane “u” nie wyglądało dobrze. To postać naprawdę szczególna, wywodząca się z określonej kultury. Czytając stare teksty, napotkałam na formę “Jakób” i pomyślałam, że jest to optymalne rozwiązanie. Czytelnik francuski i tak przeczyta “Jakob”, niemniej będzie mieć świadomość, że tu chodzi o postać niezwykłą. Olga Tokarczuk przystała na tę propozycję. Im dalej zagłębiałam się w tłumaczenie, tym bardziej cieszyłam się z tej decyzji, w pewnym momencie wszakże, niemalże wszyscy bohaterowie zmieniają imiona i gdybym została przy całkowicie oryginalnych imionach, nie wiem, jak bym sobie dała z tym poradziła. Kiedy Nachman staje się Jakubowskim – we francuskiej wersji zostałam przy “ó”. Problem był ze zdrobnieniami, które musiałam częściowo usunąć bądź mocno zmienić, Francuzi by ich zupełnie nie zrozumieli.
A.R.: Wiemy, że Olga Tokarczuk podróżowała, żeby samodzielnie zanurzyć się w atmosferę miejsc, w których przebywał Frank. Czy Pani też potrzebowała udała się specjalnie w któreś z opisywanych miejsc?
M.L.: Nie, myślę, żebym tego nie zrobiła, dlatego, że mam obowiązek zachować wierność wobec pisarki. Mogę odpowiedzieć tak – tłumaczyłam sporo dzieł Konwickiego, a do Nowej Wilejki pojechałam dopiero parę lat temu. Razem ze Stanisławem Beresiem bardzo dokładnie objechaliśmy wszystkie te tereny i to stworzyło w mojej głowie inny obraz rzeczywistości, aniżeli ten powstały po lekturze jego książek wieszcza z Nowej Wilejki. Z tej perspektywy mogłabym teraz napisać tekst o tym, jak dużym zaskoczeniem musiał być dla Konwickiego świat zachodni. Tłumacz owszem powinien dużo rzeczy wiedzieć, ale musi patrzeć oczami pisarza.
A.R.: Akcją “Ksiąg Jakubowych” toczy się głównie na rubieżach dawnej Polski, czuć tam mocno skrzyżowanie kultur wschodnich z zachodnimi, świat ten da się uzmysłowić polskiemu czytelnikowi. Jak przeciętny Francuz może przyjąć taką historię?
M.L.: “Księgi Jakubowe” są bogato ilustrowane, jest sporo ikonografii i są też mapy. Myślę, że większość czytelników nie zna za dobrze realiów, a sam fakt, że przez moment w historii Polska sąsiadowała z Portą, niewielu mieści się w głowie. W takich okolicznościach, mapa staje się doskonałą podpowiedzią. Natomiast atmosfera wyczarowana przez Tokarczuk jest tak niesłychana i kompletna, daje pełne wyobrażenie tego świata. Ta lektura jest niesamowicie przyjemna, człowiek zanurza się w tym udziwnionym kraju, czuje go wszystkimi zmysłami i nie potrzebuje odsyłaczy i dodatkowych kontekstów. Naprawdę sporadycznie dodawałam uwagi od tłumacza. Jestem przekonana, że dla czytelnika bez wiedzy historyczno-geograficznej, ta powieść nadal jest osadzona w konkretnych realiach. Wskazują na to także pierwsze francuskie recenzje.
A.R.: Jako tłumacz spotykała się Pani z prozą i eseistyką na najwyższym poziomie: Mrożek, Gombrowicz, Rylski, Konwicki, Stasiuk, Tischner… Wykłada Pani na uniwersytecie literaturę polską. Jak pomiędzy tymi nazwiskami postrzega Pani Olgę Tokarczuk?
M.L: Nie da się porównać Olgi Tokarczuk z, dajmy na to, Józefem Tischnerem. Byłby to absurd. Porównałabym Olgę do pisarza takiego, jak Gustave Flaubert, który był w stanie stworzyć olbrzymią epopeję z niesłychaną fantazją i wieloma warstwami interpretacyjnymi. “Księgi Jakubowe” to idealny materiał na prace doktorską. Po mistrzowsku została tu przemycona filozofia – każda z postaci przedstawia inny rodzaj kierunku filozoficznego. Autorka jest w tym wręcz perfekcyjna i bardzo konsekwentna. Np. w postaci Aszera zawiera się oświeceniowa koncepcja świata i nie ma tu ani jednej pomyłki terminologicznej. Trzeba było bardzo czujnie pilnować tego w tłumaczeniu. Filozofia pojawia się już na pierwszej stronie: “w ciele człowieka słowa pęka na dwoje na substancję i istotę” – tu zaczyna się dziwna z pozoru historia, a jest to tak naprawdę Arystotelesowską teorię bytu, która będzie się przewijać wraz w postacią Jenty przez całą książkę. Ta ścisła struktura wewnętrzna; która jest filozoficzno-terminologiczna, wpisana została w fabułę w sposób lekki i jednocześnie rygorystyczny. Czytelnik jednak nie musi na to zwracać uwagi i bez tego książka jest szalenie atrakcyjna. To jest piękno tej prozy.
A.R.: Mam wrażenie, że książka ta wymyka się wszelkim jednoznacznym kategoriom. Czy umiałaby Pani jednoznacznie zaklasyfikować tę powieść jako historyczną, czy filozoficzną?
M.L: “Księgi Jakubowe” należą do powieści wielkiego, światowego formatu, właśnie przez swoją wielopoziomowość. Tu jest historia, obyczaje, starcia charakterów, erotyka i głębokie podłoże filozoficzne – od Arystotelesa po czas dzisiejszy. Jest to wielka literatura.
Każdy z bohaterów tej książki jest jednakowo ważny, wielowymiarowy, prawdopodobny charakterologicznie, posiada głębię psychologiczną. Tylko wielcy pisarze mogą stworzyć dzieło, w którym ścierają się postaci, z którymi każdy może się utożsamić, postaci, co warto zaznaczyć, sprzeczne pod względem poglądów, zdolne do wszystkiego.
Maryla Laurent – profesor na Uniwersytecie w Lille, tłumaczyła arcydzieła polskiej literatury na język francuski. W połowie września 2018 roku nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się w jej tłumaczeniu “Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. Książka zbiera we Francji znakomite recenzje.
Dodaj komentarz