O Polaku, który uratował figurę Maryi nieopodal Grenoble
fot. ks. Mieczysław Pająk
Mówi się, że Polacy to naród na wskroś Maryjny. O tym, że to coś więcej niż tylko powiedzenie albo puste słowa, można przekonać się w trakcie wędrówki w okolicach Grenoble. Na jednym z okolicznych wzgórz wznosi się figura Maryi. O tym, jak swego czasu uratował ją pewien Polak, pisze proboszcz parafii Grenoble-Echirolles, ks. Mieczysław Pająk.
Nic tak nie cieszy jak widok dzieci koło swojej matki. Zarazem nic tak nie smuci jak matka sama bez dzieci. Skojarzenie to rodzi mi się w głowie na widok pięknej statuy Matki Bożej na jednym ze wzgórz otaczających miasto Grenoble. Wielka figura Maryi króluje na kamiennej, pomysłowo wykonanej grocie, aby strzec leżącego w oddali miasta. Taką intencję miał zapewne jeden z tutejszych kapucynów, brat Bartłomiej, którego tylko nieliczni pamiętają, że w ogóle tutaj był. Przypuszczam, że przy tej figurze kiedyś przed laty gromadzili się wierni, którzy zanosili modły do Pani nieba i ziemi prosząc Ją o możne wstawiennictwo u tronu Swojego Syna. Teraz stoi całkowicie opuszczona, nikogo nieinteresująca. A może jednak nie do końca…!
Bardziej znane okazują się schody, po których można dojść do figury. Wykonano je przed wojną, a liczą aż 348 stopni! Oczywiście nie chodzi tu o stopnie rozumiane jako kąt nachylenia schodów, ale o rzeczywistą liczbę stopni, które tworzą długie podejście zbudowane na dużej stromiźnie. Oznakowane są emblematem „Montée du Père Dumas”- schodu księdza Dumas, któremu to parafianie chcieli ułatwić przemieszczanie się do parafialnego kościoła i zafundowali coś tak okazałego. Teraz służą one głównie tylko wyczynowym joggerom, którzy testują na nich swoją wytrzymałość.
Statuą zainteresował się przed kilkunastoma laty nasz parafianin, Pan Władysław. Nieopodal statuy przebiega ścieżka do szkoły, która notabene była kiedyś kapucyńskim zakonem, a teraz jest budynkiem katolickiej szkoły. Pan Władysław przechodził koło figury niebieskiej Pani prawie codziennie prowadząc do szkoły swoje wnuki. Jakoś nie mógł znieść widoku, że ślicznie prezentująca się figura Maryi jest tak potwornie zaniedbana. Oprócz rdzy i ptaków, które z konarów drzewa zrzucały swoje nieczystości, niewiele wskazywało, by ktokolwiek zainteresował się statuą Maryi; chociażby jako dziełem sztuki, nie mówiąc już o jakiejkolwiek odrobinie Maryjnej pobożności.
Któż jak nie Polak – defensor Maryi – mógł zatroszczyć się o losy Jej figury? Pan Władysław zakradał się wiele razy, kiedy znalazł sposób na ogrodowy zamek, by godzinami ślęcząc u stóp Królowej czyścić Jej sylwetkę i powlec w końcu całość statuy specjalną konserwującą farbą. Kosztowało go to nie tylko wiele wysiłku, ale i strachu. Mógł go przecież ktoś zrugać, zabronić pracy lub nawet wymierzyć grzywnę za bezprawną renowację – przecież nie była to jego własność. Jak twierdzi: musiał to zrobić! A Ona go ochroniła od jakichkolwiek nieprzyjemności. Teraz ze wzruszeniem opowiada, że jak już ma czas to wspina się od Niej, aby odmówić przy niej Litanię Loretańską. I oprócz wzruszenia, jeszcze bardziej przemawia jego serdeczne przekonanie: że nikt bardziej się o niego nie stara i nie czuwa nad jego losem, rodziną i kiepskim zdrowiem, niż właśnie ONA Królowa, której w taki widoczny sposób się przysłużył. Przy tej okazji dobrze byłoby nam westchnąć słowami staropolskiej pieśni: Jak szczęśliwa Polska cała, w niej Maryi kwitnie chwała”.
Tekst i zdjęcia pochodzą ze strony parafialnej grenobleparafiapolska.blogspot.com >>>
Dodaj komentarz