Pod Paryżem Romowie bici za rzekome porywanie dzieci
YouTube/Frace24
Pogłoski o porywaniu przez Romów dzieci spowodowały w tym tygodniu napaść na ich obozowisko pod Paryżem. W związku ze sprawą zatrzymano prawie 20 osób. Jest to najpoważniejszy, ale nie pierwszy w tym roku przypadek pobicia Romów we Francji.
AFP podała, że kilkunastu mężczyzn z pobliskich osiedli, uzbrojonych w pałki, noże i kije bejsbolowe i z kanistrami benzyny, wtargnęło w poniedziałek na teren obozowiska Romów w podparyskim departamencie Sekwana-Saint Denis.
Według świadków, cytowanych przez radio France Info, napastnicy pobili kilka osób, obrzucali Romów obelgami, grozili podpaleniem, a dorosłym i dzieciom – śmiercią. Interweniowała policja, która zatrzymała 19 osób.
Według policji i władz samorządowych sygnałem do napaści było rozpowszechniane poprzez portale społecznościowe ostrzeżenie o Rumunach, którzy krążąc w białej furgonetce, porywają dzieci w celu sprzedaży ich organów lub zmuszania do prostytucji.
W wywiadzie dla publicznej telewizji France2 przedstawiciel policji zaprzeczył we wtorek wieczorem, jakoby w departamencie doszło do jakichkolwiek porwań. Poinformował jednocześnie, że ze skargą w sprawie próby porwania dwukrotnie na policję przyszli rodzice z dwojgiem dzieci. Okazało się, że ludzie ci kłamali.
Wzywając mieszkańców do zachowania “spokoju i ostrożności”, pogłoski o porwaniach dzieci zdementowała również deputowana departamentu Sekwana-Saint Denis Sabine Rubine.
17 marca dziennik “Le Parisien” zamieścił, niedostrzeżoną wtedy przez inne media, informację o tym, jak w innej podparyskiej miejscowości Colombes grupa mężczyzn wyciągnęła z białej furgonetki dwóch Romów, ciężko ich pobiła, a samochód podpaliła. I wtedy Romom udało się ujść z życiem dzięki interwencji policjantów.
Bojówkarze – jak pisał reporter gazety – obrzucili kamieniami pojazdy policji i strażaków; “sytuacja była do tego stopnia napięta, że funkcjonariusze musieli użyć granatów z kulami gumowymi”.
Od początku roku mnożą się incydenty opisywane jako próby porwania – informował w eterze France Info detektyw z podparyskiej policji. Jak tłumaczył, najczęściej chodzi o wymyśloną skargę lub np. zgłoszenie nagabywania, niemającego nic wspólnego z porwaniem. Prawie zawsze w pobliżu pojawia się biała furgonetka. Sprawa natychmiast przedostaje się na portale społecznościowe i rozprzestrzenia się w internecie.
“Rodzą się lokalne teorie spiskowe, które rozrastają się na Facebooku i Twitterze” – mówił w środowym wywiadzie radiowym Patrick Haddad, mer Sarcelles, gdzie w tym tygodniu również doszło do – jak się określa – “karnych ekspedycji” przeciw squatom zajmowanym przez Romów.
Mer opowiedział, że wydał komunikat, który umieścił na stronie merostwa i w szkołach, ponieważ – jak to ujął – “niepokój ogarnął dzieci i rodziców”. Haddad przyznał, że nie starcza to, by rozwiać podejrzenia, gdyż mieszkańcy nie wierzą ani radnym, ani policji, ani dyrektorom szkół; “twierdzą, że jedni kryją drugich, że instytucje ich okłamują”.
Agressés après des rumeurs de rapts d’enfants, les Roms de Bobigny vivent dans la peur https://t.co/x4TTL1W9rm
— pir.grenoble (@pir_grenoble) March 27, 2019
Dzienniki “Le Monde” i “Liberation” zamieściły w środę materiały opisujące zjawisko. W opublikowanych przez nie nagraniach z portali społecznościowych widać bicie ofiar, słychać groźby i obelgi, wykrzykiwane z akcentem północnoafrykańskim, jaki zachowują młodzi potomkowie przybyszów z Maghrebu. Duży procent mieszkańców departamentu Sekwana-Saint Denis to imigranci z Afryki oraz ich dzieci.
Assma Maad przytacza w “Le Monde” wiele przykładów fałszywych oskarżeń o porwanie z różnych regionów Francji. Cytowana przez nią ekspertka Aurore Van de Winkel tłumaczy, że “porywanie dzieci to jeden z największych współczesnych lęków”.
Badaczka zwraca uwagę, że “nie trzeba było portali społecznościowych, żeby rozchodziły się plotki o podejrzanych pojazdach, zaparkowanych obok szkół. Ale kiedy przekazywano je sobie z ust do ust albo przez telefon, rozchodziły się wolniej i nie miały takiego zasięgu”.
Niemal stałą obecność białej furgonetki w tych pogłoskach tłumaczą francuskie media tym, że jest to najczęstszy kolor tego rodzaju pojazdów.
W innym artykule w “Le Monde” Allan Kaval, nie kryjąc osłupienia, pisze, że “tuż za rogatkami stolicy, wzdłuż wyrastających budowli Wielkiego Paryża, wydobywa się z głębi stuleci, nieustępujący mit Cygana, kradnącego dzieci”.
“… wtargnęło w poniedziałek na teren obozowiska Romów w podparyskim departamencie Sekwana-Saint Denis.”
Mam pytanie do redakcji – dlaczego tłumaczycie ma język polski pierwszą część nazwy, a drugą pozostawiacie w brzmieniu i pisowni francuskiej? Według podstawowej logiki należałoby albo przetłumaczyć całość nazwy i wtedy brzmiałaby ona Sekwana-Święty Denis albo (moim zdaniem lepiej) zostawić po francusku Seine-Saint-Denis. Czy tłumaczyć nazwę Île-de-France? Skoro nie, to czemu na siłę chcecie tłumaczyć nazwy pozostałych departamentów? Momentami wychodzi to śmiesznie albo jak w tym przypadku – śmieszne wcale nie jest!