szukaj
Wyszukaj w serwisie


Zatańczyli się na śmierć… – makabryczna tajemnica Strasburga

Artur Hanula / 21.03.2019
Ryt Hendrika Hondiusa przedstawiający trzy kobiety dotknięte plagą. Praca bazuje na oryginalnym rysunku Pietera Bruegela, który rzekomo był naocznym świadkiem kolejnego wybuchu plagi w roku 1564 we Flandrii, fot. wikimedia (domena publiczna)
Ryt Hendrika Hondiusa przedstawiający trzy kobiety dotknięte plagą. Praca bazuje na oryginalnym rysunku Pietera Bruegela, który rzekomo był naocznym świadkiem kolejnego wybuchu plagi w roku 1564 we Flandrii, fot. wikimedia (domena publiczna)

W języku potocznym czasami mówi się, że ktoś śmieje się do rozpuku. Z tym powiedzeniem mamy raczej pozytywne skojarzenia, bo wyraża ono czyjąś serdeczną, wielką radość, a to przecież lepsze niż rozpacz. Tymczasem gdyby ten “rozpuk”, czyli dosłowne pęknięcie ciała człowieka, komuś się rzeczywiście przytrafił, nie byłoby to nic przyjemnego. A czy można zatańczyć się na śmierć? Choć brzmi to dość absurdalnie, możemy znaleźć w historii przykłady potwierdzające prawdziwość tego przypuszczenia. Przenieśmy się do XVI-wiecznego Strasburga.


Strasburg jest typowym miastem pogranicza. Powstał w 12 r. p.n.e., choć już wcześniej funkcjonowała tu osada celtycka. W ciągu wieków zmieniało się mocarstwo sprawujące pieczę nad Strasburgiem: w pewnych okresach znajdował się on pod władzą Franków lub Francuzów, w innych znów bywał przyłączany do Rzeszy Niemieckiej. Od 1944 r. należy oczywiście do Francji.

Współczesny Strasburg, fot. Rémi LEBLOND, wikimedia

Warto zaznaczyć, że chociaż Strasburg podlegał władzy Francji lub Niemiec, przez lata cieszył się statusem tzw. wolnego miasta, co pod władzą niemiecką umożliwiało wysyłanie własnej niezależnej reprezentacji do Reichstagu (Sejmu Rzeszy). Tak było m.in. w XVI w. Właśnie wtedy, konkretnie w 1518 r., zdarzyło się coś, co i współcześnie jest trudne do zrozumienia.

Makabryczna potańcówka

Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Pewna kobieta, niejaka Frau Troffea, pewnego lipcowego dnia 1518 r. wyszła na ulicę i ni stąd, ni zowąd… zaczęła tańczyć. Jej tajemnicze zachowanie stawało się coraz bardziej niepokojące – kobieta nie przestawała tańczyć przez ok. tydzień. Na dodatek zaczęli przyłączać się do niej inni. W sierpniu tamtego roku w Strasburgu można było się doliczyć już ok. 400 osób owładniętych manią tańca.

Osoby przyglądające się temu dziwnemu zjawisku z boku zaczęły szukać jakiegoś antidotum. Najpierw postawiono na czysto medyczne rozwiązania. Miejscowi lekarze sugerowali, że być może tańczących trawi jakaś gorączka i trzeba ich stopniowo wyciągać z tego stanu. Dość dziwne wydaje się jednak to, że w stosunku do tancerzy nie zastosowano powszechnie stosowanej w tamtych czasach metody tzw. upuszczania krwi, co mogło pomóc w usunięciu nadmiaru “gorącej krwi”. Ktoś wpadł na zaskakujący pomysł, żeby zbudować scenę i sprowadzić zawodowych tancerzy i muzyków. Na ten cel udostępniono nawet dwie sale cechu rzemiosła i rynek zbóż. Wierzono, że w taki naturalny sposób impet taneczny zostanie okiełznany. Niestety pomysł był raczej chybiony. Zamiast zdrowieć, biedni tańczący ludzie zaczęli umierać głównie z powodu zawałów serca i udarów mózgu.

Ów taniec przypominał zatem jeden z późnośredniowiecznych motywów w literaturze i malarstwie, polegający na ukazaniu kościotrupów tańczących z przedstawicielami różnych stanów (fr. danse macabre). Jednak w tym przypadku nie był to jakiś poemat czy obraz, ale dantejskie sceny rozgrywające się na oczach mieszkańców Strasburga.

Chorobliwa przypadłość czy nadprzyrodzona ingerencja? A może po prostu legenda…?

Chociaż miejscowi lekarze tłumaczyli dziwne zachowanie niektórych mieszkańców na płaszczyźnie czysto naukowej, widząc w nim zjawisko jakiejś zbiorowej histerii, byli i tacy, którzy dopatrywali się w całym tym zajściu interwencji sił nieczystych. Niektórych tancerzy zaprowadzono do świątyni i modlono się o rozgrzeszenie. Inni z kolei próbowali w tańcu dopatrywać się jakichś praktyk heretyckich, które ci biedni ludzie mieli odprawiać. Takie tłumaczenie jest jednak trudne do pogodzenia z faktami, wedle których tańczące osoby sprawiały wrażenie przerażonych, a nie świadomie oddających się tańcom pogańskim.

Jedno jest pewne: tajemniczy taniec ze Strasburga to nie legenda, ale udokumentowane w XVI-wiecznych źródłach zjawisko. Jak współczesny stan wiedzy próbuje tłumaczyć tamte wydarzenia? Badacze najczęściej wskazują na tzw. choreomanię, próbując wyjaśnić niekontrolowane tańce. Pojęcie “choreomania” wywodzi się z greki: “choros” – taniec, “mania” – szaleństwo. Istnieje kilka hipotez co do przyczyn wywołujących taniec śmierci.

Pierwsza z nich bazuje na tzw. sporyszu zbożowym. Jej zwolennicy utrzymują, że mieszkańcy Strasburga byli ofiarami zatrucia tym grzybem, który czasami atakuje zboże. Przeciwnicy wskazują na fakt, że sporysz wywołuje wprawdzie konwulsje i drgawki, ale nie może powodować tego typu tańców, trwających wiele tygodni czy nawet miesięcy. Niektórzy utrzymują, że za strasburskie wydarzenia odpowiadały zapalenie mózgu, tyfus lub epilepsja, ale są to twierdzenia dość daleko idące i trudne do potwierdzenia z medycznego punktu widzenia.

Druga hipoteza odwołuje się do psychiki. Wiadomo, że życie w średniowieczu nie należało do łatwych: choroby, stres, głód, wojny, itp. – to wszystko spędzało sen z powiek ludzi tamtych czasów. Nie inaczej było w Strasburgu. Taki taniec miałby być zatem histerycznym zbiorowym odreagowywaniem trudnej rzeczywistości. Inni wskazują też na problemy psychiczne uczestników tańca, którzy byli szczególnie podatni na to zjawisko.

Trzecia grupa hipotez bazuje z kolei na zjawiskach duchowych, nadprzyrodzonych. Wielu widzi w makabrycznym tańcu wpływ mocy nieczystych. Są i tacy, którzy widzą w tych wydarzeniach efekt. tzw. klątwy św. Wita lub św. Jana Chrzciciela, co raczej tłumaczy się na płaszczyźnie psychologicznej – ludzie wierzyli, że np. św. Wit może ich pokarać tańcem i to wywoływało w nich histeryczną podatność na zaburzenia.

Wspominaliśmy już uprzednio, że niektórzy, choć raczej nieliczni, widzą w tańcu przejaw jakichś heretyckich, świadomych praktyk, pogańskich kultów i festiwali. Są to jednak teorie bardzo mało prawdopodobne.

Taneczna tajemnica historii

Wydarzenia ze Strasburga wcale nie są jakimś ewenementem w dziejach. Mało tego, dokładnie sto lat wcześniej, w 1418 r., w tym samym mieście również doszło do ataku tańca, choć tamte zdarzenia nie są tak dobrze udokumentowane jak te z 1518 r.

Trzeba przyznać, że napady tańca towarzyszyły ludzkości od starożytności. Najwcześniej łączono je z pogańskimi kultami, zwłaszcza Bachusa. Pierwszy raczej potwierdzony przypadek pochodzi z VII w. Jednym z najlepiej udokumentowanych i największych jest ten z Akwizgranu z 1374 r. Właściwie w wieku XVII taneczne plagi zaczęły gwałtownie zanikać, choć jeszcze aż do XX w. zdarzały się podobno pojedyncze przypadki.

Na koniec podkreślmy dwie kwestie. Po pierwsze, makabryczne tańce najczęściej pojawiały się na pograniczu francusko-niemiecko-niderlandzkim, sporadycznie w Anglii. Dlaczego akurat w tym rejonie Europy to zjawisko występowało? Trudno powiedzieć…

Obraz Léona Perraulta, Tarantela, fot. wikimedia (domena publiczna)

Po drugie, nie wszystki narody postrzegały tego typu taniec za coś groźnego i złowrogiego. Zwłaszcza we Włoszech istniała tzw. tarantela, regionalny taniec Neapolu. Wielu wierzyło, że jeśli ktoś został ukąszony przez tarantulę, trzeba go było nakłonić specjalną muzyką i rytmem do tańca, w trakcie którego miało dojść do oddzielenia jadu od krwi. Był to już jednak rodzaj tańca prowokowanego przez pewne bodźce, w tym wypadku muzyczne.

Trudno się chyba nie zgodzić z twierdzeniem, że taniec śmierci to jedna z największych tajemnic historii, prawda?

 

Tekst powstał za podstawie informacji zaczerpniętych głównie z: pomijane.pl, polskieradio.pl, materiały YouTube

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-25 00:15:12