Wielkopostne zamyślenia “Jezus i ja” stacja IV – Matula
fot. Pixabay.com
To już czwarty odcinek wielkopostnych zamyśleń z serii “Jezus i ja”. Tym razem zatrzymujemy się przy stacji IV.
Stacja IV – Matula
Długo nie mogłem otrząsnąć się z wrażenia jakie zrobił na mnie pierwszy upadek Jezusa i Jego determinacja, że jednak powstał. I poszedł dalej. Dla mnie.
Przyklęknąłem, ale w końcu wstałem i ruszyłem za krwawym korowodem, choć ciągle nie mogłem tego wszystkiego poukładać sobie w głowie.
Wtem widzę jakieś zamieszanie w tłumie. Zdaje się, że ktoś przedziera się w kierunku Jezusa. Podchodzę bliżej i widzę jakąś kobietę. Poznaję Ją – to Matka Chrystusa. W jej twarzy było coś niezwykłego – z jednej strony rysował się na niej przeogromny ból, ale z drugiej emanowała spokojem i wyraźną akceptacją woli Bożej, choć zapewne jej nie rozumiała. Kto wtedy rozumiał…?
Podeszła do Skazańca. Ich oczy się spotkały. Chyba nic do siebie nie mówili, ale ich spojrzenia wyrażały wszystko. Maryja dotknęła dłonią twarz Chrystusa, a On nie mógł Jej odpowiedzieć tym samym, gdyż dźwigał 30-kilogramową belkę. Z oczu Matki popłynęło kilka łez. Z oczu Jezusa podobnie, tyle że Jego łzy mieszały się ze strużkami krwi, coraz obficiej pokrywającymi Święte Oblicze.
To tajemnicze spotkanie, bardzo wymowne, trwało kilka chwil. Oprawcy sprawiali takie wrażenie, jak gdyby na moment przejęli się tym spotkaniem. Jednak niebawem z tym większą furią odepchnęli Maryję w tłum, a Jezusowi wymierzyli kilka solidnych uderzeń biczem, aż Chrystus zachwiał się i cudem nie upadł ponownie.
Mnie przypomniała się moja matka – kochana matula. Tak wiele krzywd jej wyrządziłem, tak wiele razy byłem powodem jej łez. Boleść ścisnęła teraz moje serce, ale było już za późno, żeby to naprawić – mama nie żyje od wielu lat.
Wtem usłyszałem w duszy serdeczny głos. Poczułem, że to głos Maryi. Powiedziała mi: “(tu wstaw swoje imię), to prawda, że sprawiłeś twojej mamie wiele przykrości. Ale te twoje grzechy i ból niesie teraz mój Syn, aby razem z Nim zostały przybite do krzyża. Żałuj za przewinienia i miej ufność w moim Synu. Wiedz, że oboje bardzo cię kochamy”.
Oczyma ciała nie widziałem Maryi, ale gdybym odnalazł ją teraz w tłumie, rzuciłbym się do Jej stóp i brakłoby mi słów, żeby wyrazić wielką nadzieję i pokój, jakie teraz wypełniły moje serce.
Korowód jednak szedł dalej.
Dodaj komentarz