szukaj
Wyszukaj w serwisie


Francuski watykanista: nie będzie przewrotu w doktrynie katolickiej

AH / 08.10.2023
fot. pixabay.com
fot. pixabay.com

Trwające w Watykanie zgromadzenie Synodu Biskupów na temat synodalności „może doprowadzić do pewnej elastyczności duszpasterskiej”, natomiast „nie będzie radykalnego przewrotu w doktrynie katolickiej”, gdyż „papież Franciszek jest bardziej konserwatywny niż myślimy”, uważa Cyprien Viet, watykanista z francuskiej agencji I.Media. W rozmowie z KAI tłumaczy, że papieżowi Franciszkowi „chodzi przede wszystkim o duchowe pogłębienie i lepsze uświadomienie sobie wyzwań stojących przed Kościołem powszechnym”.


Rozmowa z Cyprienem Vietem, watykanistą z francuskiej agencji I.Media.

KAI: Jak na zgromadzenie Synodu Biskupów o synodalności patrzy się z francuskiej perspektywy?

– Ku mojemu zdziwieniu panuje wielkie zainteresowanie i wielka ekscytacja, które skłonny byłbym uznać za przesadne. We Francji analizujemy Kościół przez pryzmat raczej „postępowy”. Prasa i opinia publiczna podtrzymują obraz Kościoła bardzo konserwatywnego, który powinien się zreformować, akceptując ewolucję nowoczesnego społeczeństwa, a więc: udzielać święceń kapłańskich żonatym mężczyznom, dopuścić do kapłaństwa kobiety, błogosławić pary homoseksualne. Nie żyjemy we Francji w tak radykalnym i ideologicznym klimacie, jak w Niemczech, ale te dyskusje również nas dotyczą.

Synod jest więc traktowany jako potencjalny moment odblokowania tych kwestii w Kościele. Osobiście uważam to za błąd, bo papieżowi chodzi przede wszystkim o duchowe pogłębienie i lepsze uświadomienie sobie wyzwań stojących przed Kościołem powszechnym. Myślę, że Franciszek chce wzmocnienia konferencji biskupich w ich możliwościach duszpasterskiej adaptacji nauczania Kościoła w konkretnym kontekście. Jednak kwestia tego duchowego pogłębienia i rozeznawania każdego przypadku osobno jest trudna do wyjaśnienia szerokiej publiczności, gdyż wchodzimy tu w teologiczne subtelności.

KAI: Poza tym te propozycje, chętnie podejmowane przez media, są w praktyce nie do zrealizowania, bo papież ma zupełnie inne poglądy w tych sprawach. Jakie więc nadzieje możemy wiązać z tym synodem? Jakich rezultatów możemy oczekiwać?

– Moje oczekiwania mają charakter raczej negatywny w tym sensie, że mam nadzieję, iż Kościół nie pęknie. Istnieje prawdziwe ryzyko schizmy, głębokiego podziału. Bardzo zainteresowały mnie odpowiedzi papieża na „Dubia” [wątpliwości – KAI] kilku kardynałów, opublikowane w zeszły poniedziałek przez Dykasterię ds. Nauki Wiary. Myślę, że papież usłyszał tę krytykę ze strony konserwatywnego skrzydła w Kościele, by sprecyzować kilka punktów, które od paru miesięcy pozostawały w pewnym sensie w zawieszeniu. Osobiście uważam, że papież świadomie pozwala wypowiedzieć się „dysydentom” z prawej i z lewej strony, dając im czas i zostawiając swobodę wypowiedzi, aby następnie przywrócić bardziej spójną linię.

Uważam, że synod może doprowadzić do pewnej elastyczności duszpasterskiej. Biskupi w terenie mogą otrzymać większe uprawnienia. Natomiast nie będzie radykalnego przewrotu w doktrynie katolickiej. Papież powtarza przecież, że małżeństwem jest stały i nierozerwalny związek kobiety i mężczyzny, otwarty na przyjęcie nowego życia. Stawia tę sprawę bardzo jasno, tylko media tego nie słyszą. Kiedy papież mówi o duszpasterskim miłosierdziu i współczuciu w konkretnych sytuacjach, nie jest to wcale sprzeczne z ogólnymi zasadami obowiązującymi w Kościele.

Papież Franciszek ma świadomość ryzyka podziałów w Kościele, które mogłyby zostać spowodowane przez podjęcie nieroztropnych decyzji. Dlatego zarówno w czasie konsystorza i ekumenicznego czuwania modlitewnego 30 września, jak też w czasie Mszy i otwarcia synodu 4 października wzywał do uspokojenia, przezwyciężenia rozdźwięków i podziałów, do słuchania się nawzajem. Zależy mu na kościelnej komunii.

Zawsze znajdą się krytycy, wyrażający swój niepokój, do czego mają prawo. Ale uważam, że zmierzamy do momentu, w którym ten pontyfikat będzie bardziej „spokojny” i histeryczna atmosfera panująca w Kościele od początku tego roku stanie się bardziej zrównoważona i wyważona.

Nie spodziewam się więc po synodzie spektakularnych decyzji, ale raczej dojrzewania czy stopniowej ewolucji, która będzie bardziej widoczna za pontyfikatów następnych papieży. Na pewno nie będzie żadnej radykalnej zmiany w 2024 roku, gdy zakończą się obrady zgromadzenia synodalnego. Moim zdaniem papież Franciszek jest bardziej konserwatywny niż myślimy.

KAI: Powtarza, że jest wiernym synem Kościoła.

– Ale bywa też spontaniczny i prowokujący, co wytrąca niektórych z równowagi. Ma również poczucie ciężaru historii i ciężaru swej funkcji. Jest przywiązany do symboliki Stolicy Piotrowej, do tego, co ona sobą reprezentuje.

Oczywiście, pochodząc z innej części świata, ma inne spojrzenie na różne sprawy. Kwestię dechrystianizacji Europy, która jest dla nas niepokojąca, Franciszek traktuje jako fakt. Ale w jednej z homilii w Domu św. Marty użył słów bardzo gwałtownych, mówił wręcz o apostazji Europy. Dlatego obraz papieża jako kogoś, kto jest kompletnie „odklejony” od europejskiej rzeczywistości nie jest prawdziwy. Nie jest on idealistą ani poetycznym romantykiem. Analizuje sytuację taką, jaką obserwuje. Ci, którzy z nim rozmawiają, mówią, że jest bardzo bystry i bardzo uważny.

KAI: Często odnoszę wrażenie, że papież Franciszek nie jest słuchany ani czytany. A nawet jeśli go czytamy czy słuchamy, to nakładamy na jego nauczanie ramy własnych poglądów, uprzedzeń czy własnego sposobu myślenia, który różni się od papieskiego. W rezultacie tworzy się w nas nieprawdziwy obraz Franciszka.

– Ja też uważam, że papież jest o wiele bardziej „złożony” niż się o nim myśli. Ale myślę też, że czasem Franciszek rozmyślnie kieruje nas, w tym również media, na fałszywy trop. Plotki o jego dymisji brały się z tego, że mówił: nie pożyję długo, będę papieżem tylko cztery lata, a potem ustąpię miejsca komuś młodszemu. Chodziło mu o uśpienie naszej czujności, by mógł podjąć ważne decyzje wolny od zewnętrznej presji.

Na przykład, gdy chodzi o nominacje kardynalskie, Franciszek przez 10 lat zwołał już tyle konsystorzy, ile Jan Paweł II w ciągu 25 lat pontyfikatu. Udało mu się znacznie zmodyfikować równowagę Kościoła katolickiego, dając więcej głosu Południu. Patrząc z francuskiej perspektywy oznacza to skierowanie Kościoła w kierunku „postępowym”. Tymczasem nie w tym rzecz. Franciszkowi chodzi raczej o „decentralizację” Kościoła, biorącą pod uwagę fakt, że większość katolików mieszka dziś na półkuli południowej. Więcej katolików jest dziś w Demokratycznej Republice Konga niż we Francji. To nie Francja jest dziś najbardziej katolickim krajem frankofońskim. Ciężko to nam we Francji zrozumieć, jest to dla nas bolesne, ale taka jest rzeczywistość dzisiejszego świata, który „przesunął” się na południe, głównie z powodów demograficznych.

KAI: A jakie znaczenie miała niedawna wizyta papieża w Marsylii 22 i 23 września?

– Uważam, że miała pozytywny wpływ na to, jak Francuzi patrzą na papieża i bardzo pomogła w kształtowaniu wizerunku Kościoła we francuskim społeczeństwie. Zbiegło się to z medialnym zainteresowaniem synodem. Przeżywamy więc „czas katolicki”, gdy dziennikarze wydobyli Kościół z jego niszy, co jest dość zdumiewające i interesujące.

KAI: Następny papież będzie pochodził z Europy, czy raczej z Azji lub Afryki?

– Możliwe, że następny papież będzie Europejczykiem. Ale bez względu na to, z jakiego kontynentu by pochodził, będzie to człowiek albo o profilu misyjnym, albo mający doświadczenie międzynarodowe. Na przykład gdyby papieżem został kard. Jean-Claude Hollerich z Luksemburga, nie byłby papieżem luksemburskim, tylko japońskim, bo całkowicie go ukształtowało długoletnie doświadczenie pracy w Japonii. Gdyby papieżem został sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin, nie byłby to papież włoski, tylko dyplomata, mający znajomość globalnej równowagi świata.

KAI: A kard. Luis Tagle z Filipin?

– Uważam, że bilans czterech lat jego pracy w Watykanie jest raczej skromny. Tak naprawdę nie udało mu się znaleźć tu swojego miejsca.

KAI: Bo jest on typem dobrego biskupa diecezji…

– Tak, ale nawet na Filipinach był krytykowany za to, że był zbył dyskretny wobec poczynań władz państwowych. Myślę, że posługa papieska musi mieć wymiar prorocki. Jan Paweł II był prorokiem w obliczu komunizmu. Franciszek, jeszcze jako biskup w Argentynie, był we frontalnym starciu z populistycznymi przywódcami prawicy i lewicy. Papież musi pełnić rolę prorocką. Nie wystarczy, że będzie na przykład znakomitym teologiem.

KAI: A jak wyjaśnić podpisanie przez profetycznego papieża adhortacji apostolskiej „Laudate Deum”, która – jak twierdzą niektórzy – jest zakorzeniona w określonej wizji politycznej?

– Kiedy czytałem tę adhortację zaraz po jej publikacji, byłem nieco zszokowany, widząc w niej tekst bardzo ideologiczny. Ale dziś zdałem sobie sprawę, że jest ona bardziej zniuansowana. Papież odczytuje znaki czasu i odnosi się do sytuacji świata takiego, jaki jest, na podstawie danych naukowych. W jego kulturze jezuickiej stosunek do nauki i jej rozwoju jest inny, niż mógłby go mieć nawet bardzo uduchowiony kardynał kierujący diecezją. Jezuici są zaangażowani w rozwój nauki, czego najlepszym przykładem są osiągnięcia Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego.

KAI: A wychowanek kolegium jezuickiego, ks. George Lemaître, późniejszy prezes Papieskiej Akademii Nauk, wysunął jako pierwszy hipotezę Wielkiego Wybuchu!

– Dlatego uważam, że dla Franciszka opublikowanie adhortacji z paragrafami „technicznymi” nie jest sprzeczne z jego misją papieża. Choć osobiście byłem zaskoczony brakiem treści duchowych w tym tekście. Być może zrozumiemy to nie od razu, ale dopiero za jakieś dziesięć lat.

źródło: Rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)

Cyprien Viet – watykanista, dziennikarz francuskiej agencji prasowej I.Media, specjalizującej się w tematyce watykańskiej. Wcześniej wieloletni pracownik Radia Watykańskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-27 00:15:13